wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział drugi

Ten dzień zapowiadał się okropnie. WTOREK. A co za tym idzie? Szkoła. Pierwszy dzień w nowej szkole. Z tego co dowiedziałam się od mamy szkoła była jakieś 20 minut drogi od naszego domu, więc postanowiłam iść na pieszo. Wiem, to głupie. Kto normalny poszedł by pieszo do szkoły, jeśli wprowadził się do Londynu wczoraj? Tylko, że ja nie jestem normalna. Tak więc od razu jak się obudziłam ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni. Wzięłam jabłko i chciałam już wyjść kiedy dobiegł mnie czyjś głos z salonu.
- Maia już wychodzisz? Przecież masz jeszcze prawie godzinę - Tak, to była moja mama. Mam szczęście, że nie czepia się o to, że nie zjadłam śniadania.
- Może i mam prawie godzinę, ale mogę się założyć, że i tak się spóźnię - powiedziałam i wyszłam z domu zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
Na dworze było zimno, ale co się dziwić? Przecież to dopiero wczesna wiosna, a w dodatku w Londynie. Z tego co dowiedziałam się od ojca do szkoły idzie się przez park. Tylko gdzie tu park? Poszłam przed siebie mając nadzieje, że będzie on tam i o dziwo miałam szczęście. Będę chodzić do college'u na trzeci rok. Zostanę prawnikiem, zrobiłam to tylko dla mojej mamy. Ojciec chciał żebym została szanowanym prawnikiem, a mama chciała tego, czego chce ojciec. Bardzo ją kocham i tylko dla tego się na to zgodziłam. Szłam przez park, droga szybko mi minęła, bo po jakichś 25 minutach byłam już przy pasach prowadzących do piekła. Zdziwiło mnie to, że nie było tu świateł. Przeszłam przez nie nie oglądając się na boki. Gdyby nie to, że szybko chodzę znalazłabym się pod motorem na którym jechał niewiele starszy ode mnie chłopak. Słyszałam jakieś przekleństwa wykrzykiwane przez niego do mnie. Brawo Maia, drugi dzień w Londynie i prawie by cię przejechali. Gdy stanęłam na chodniku po drugiej stronie pasów obserwowałam chłopaka, skręcił on w prawo, gdzieś za szkołę. Świetnie dość, że jest na mnie wkurwiony, to jeszcze chodzi do tego samego college'u. Przejebane jednym słowem. Weszłam do budynku i spojrzałam na zegarek. Zaśmiałam się pod nosem widząc, że zostało mi jeszcze 5 minut do pierwszego wykładu. Musiałam iść do dyrektora po plan zajęć i numer oraz szyfr do szafki. Czemu od razu do dyrektora? Czy nie ma tu jakiegoś sekretariatu albo czegoś w tym stylu? No ale dobra, zapytałam się jakiejś dziewczyny jak tam dojść i poszłam. Zapukałam a kiedy usłyszałam 'Wejść' straciłam całą pewność siebie. Głos ten był  surowy, nigdy takiego nie słyszałam. Wzięłam się w garść i weszłam. Kazał mi usiąść, więc to też zrobiłam.
- A więc panno Sivan. do pierwszego wykładu zostały 3 minuty, więc będę się streszczał. Słyszałem o twoich wybrykach w poprzedniej szkole i chciałbym cię poinformować, że tu nie tolerujemy takich zachowań. Jeśli któryś z tych numerów się powtórzy od razu wylecisz. Zrozumiano? - Skąd on wiedział o tym, że mnie wyrzucili? Aha, ojciec. Szybko wzięłam od dyrektora kartkę z planem zajęć, numerem szafki i szyfrem. Wykład z historii się już zaczął, świetnie. Pobiegłam do sali nr. 37 i weszłam na zajęcia. 
- Przepraszam, za spóźnienie, jestem nowa i.. byłam u dyrektora - powiedziałam niepewnie, wykładowca wyglądał sympatycznie, ale co z tego? Pozory mylą.
- Panna Maia Sivan, tak? - Pokiwałam głową - Tam z tyłu jest wolne miejsce, siadaj. 
Spojrzałam w tamtą stronę i.. o nie. Miałam siedzieć koło chłopaka z motoru. Już po mnie. Szybko zajęłam miejsce, zasłoniłam się włosami i wsłuchałam się w wykład, a przynajmniej miałam nadzieję, że tak to wygląda. Tak naprawdę wiedziałam już to, o czym mówił wykładowca, po prostu nie chciałam, żeby chłopak mnie nie rozpoznał. Wszystko na daremno, nie umiem słuchać, nie umiem nawet udawać, że słucham. Chłopak mnie rozpoznał. 
- Poznaje cię - powiedział i przechylił się w moją stronę.
- Co? - Jezu, taki pech tylko ja mam.
- Powiedziałem, że cię znam. To ty prawie weszłaś mi pod motor. - Powiedział z uśmiechem. 
Halo? Człowieku? Prawie mnie przejechałeś! Co w tym śmiesznego!?
- Ja nie chciałam.. - To prawda. Nie chciałam, wejść mu pod koła, ale na pewno nie będę go przepraszać. 
- Spokojnie. Zayn jestem - powiedział i podał mi rękę. 
- Maia - powiedziałam choć i tak już słyszał moje imie i podałam mu rękę.
Wykład skończył się szybciej niż zaczął. Wyszłam z Zaynem, następny wykład też mieliśmy razem. 
- Ej powiesz mi gdzie jest szafka numer 312? - Zapytałam i zobaczyłam, że uśmiecha się jeszcze szerzej.
- Jasne, masz szafkę koło Mack - powiedział z dziwnym błyskiem w oku.
- Mack? McKenzie? - Zapytałam nie dowierzając. To nie może być ona.
- Tak. McKenzie Lynch. Wprowadziła się tu jakieś cztery lata temu .
O BOŻE. To ona! To Mack!
- Nie wierze. To nie może być ona - Nie zdawałam sobie sprawy, że mówię to na głos.
- Maia o co ci chodzi? Haalooo? Maia! - dopiero kiedy krzyknął ocknęłam się
- Zaprowadź mnie do szafki! - Prawie to wykrzyczałam. To może być Mack!
Szliśmy długo. Bardzo długo. Wydawało mi się, szliśmy całą wieczność. W pewnym momencie chłopak się zatrzymał. Zobaczyłam dziewczynę. Wysoką na ok. 1.70m blondynkę. To Mack! Musiała się przefarbować. Szybko do niej podbiegłam zostawiając chłopaka z miną w stylu 'O co tu ku**a chodzi?' Gdy dziewczyna mnie zobaczyła zrobiła wielkie oczy. 
- Maia? Maia! Co ty tu robisz!?- Ona chyba też nie wierzyła w to co się właśnie dzieje
- Przeprowadziłam się do Londynu z rodzicami! - O mało nie krzyknęłam.
Dziewczyna zawołała swoją siostrę i przytuliła mnie 

---- 
A więc jest rozdział drugi :D 
Miałam go dodać wczoraj, ale miałam pewną sprawę do załatwienia, więc jest dziś.
Wiem krótki, ale już się coś dzieje :D
Zapraszam do wyrażenia swojej opinii w komentarzu

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział, zresztą jak poprzedni! :) Pisz dalej i to jak najwięcej... :D

    A teraz mały spam (wybacz)

    Karaiby. Tuż po wydarzeniach związanych ze źródłem wiecznej młodości, kapitan Jack Sparrow odzyskuje ukochany okręt - czarną perłę. Przed kolejnymi podbojami mórz i oceanów musi zwerbować załogę na słynnej Tortudze. Właśnie tam losy kapitana oraz tajemniczej Georgiany splatają się. Sekrety, żądza, tarapaty. To nie może skończyć się dobrze. W tle legenda o trójzębie Posejdona, syreny, jak również dawni wrogowie Jacka.

    Zapraszam!: http://pirates-of-the-caribben.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Komentarze zachęcają mnie do dalszego pisania. Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa jak i za krytykę :D